Dron

Atak na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej uderzył w ceny ropy. Reakcje mogą być rynkowe i militarne. Warto zastanowić się w czyim interesie był incydent – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Fakty

Atak dronów na rafinerie Bukajk i Churais z 14 września podniósł ceny ropy prawie o 10 procent, bo pozbawił Saudyjczyków prawie 60 procent podaży (5,7 mln baryłek dziennie) odpowiadającego za prawie 6 procent podaży na świecie. Baryłka Brent kosztowała 16 września 66,22 dolary zyskując 9,96 procent wartości. WTI kosztowała 59,68 dolarów. To wzrost wartości o 8,81 procent.

Cena ropy Brent 16 września 2019 roku. Fot. Investing.com

Grupa terrorystów szyickich z Jemenu o nazwie Ansar Allah wzięła odpowiedzialność za atak i grozi kolejnymi. Arabia Saudyjska odpowiedziała bombardowaniami pozycji zajmowanych przez tę organizację na terytorium jemeńskim.

Kommiersant ustalił, że strategia gaszenia pożarów w rafineriach saudyjskich zakłada, że należy pozwolić na wypalenie się płonącej ropie. Potem będzie możliwa ocena zniszczeń. Jeżeli dojdzie do poważnych uszkodzeń skomplikowanej aparatury, usuwanie szkód może potrwać nawet kilka miesięcy. Oznaczałoby to średnioterminowy wpływ na ceny ropy.

Póki co Saudi Aramco wykorzystuje rezerwy do realizacji zamówień na eksport. Czerwcowe zapasy na poziomie 188 mln baryłek pozwalały utrzymać dostawy przez 27 dni. Jednak Saudyjczycy będą w stanie realizować kontrakty przez półtora miesiąca, a sytuację mogą poprawić rezerwy komercyjne w krajach OECD.

Konsekwencje międzynarodowe

Amerykanie uważają, że za atak w rzeczywistości jest odpowiedzialny Iran. Mają to potwierdzać parametry uderzenia dronów – kąt ataku i ilość wybuchów na powierzchni rafinerii. Senator Lindsey Graham wezwała do ataku odwetowego na rafinerie Iranu. USA rozważają również uwolnienie części rezerw ropy naftowej sięgających 648 mln baryłek. Prezydent Donald Trump poinformował na Twitterze, że wyraził zgodę na uwolnienie części rezerw, „jeżeli zajdzie taka potrzeba”.

Skala reakcji będzie zależała od oddziaływania szkód w rafineriach Arabii Saudyjskiej na rynek ropy. Krótkotrwałe utrudnienia nie przyniosą dużych zmian w polityce naftowej i zagranicznej na arenie międzynarodowej, ale bardziej długotrwałe mogą skłonić światowe potęgi do działania.

Nowy incydent saudyjski, wraz z poprzednimi atakami na tankowce, może teoretycznie być pretekstem do dalszego wyścigu zbrojeń w Zatoce Perskiej i rozwoju inicjatywy ochrony dostaw ropy, w tym międzynarodowych konwojów ochraniających tankowce. Te inicjatywy mogą być z kolei podstawą do rozbudowy koalicji antyirańskiej w regionie. Byłby to także kolejny argument za interwencją wojskową rozważaną przez USA.

Atak może być pretekstem do interwencji na rynku ropy – poluzowania porozumienia naftowego grupy OPEC+ na korzyść Rosji pragnącej eksportować więcej surowca lub rezerw USA, które działałoby na korzyść administracji amerykańskiej poprzez spadek cen paliw na stacjach przed wyborami. Jest to także presja na zniesienie sankcji wobec Iranu w celu zwiększenia podaży ropy na rynek. Amerykanie jednak prędzej uwolnią własne rezerwy, niż zdejmą obostrzenia z Teheranu.

Uderzenie w wizerunek Arabii Saudyjskiej może działać na korzyść Rosji, która jest jej rywalem na rynku ropy, bo nie odbywa się ze szkodą dla relacji dwustronnych miedzy tymi krajami. Jest to zatem pośredni skutek ataku i niekoniecznie świadczy o zaangażowaniu Moskwy. Jednakże faktycznie Rosja współpracuje z Iranem w sektorze bezpieczeństwa. Uderzenie w wizerunek Saudów sugerują media rosyjskie, w tym Kommiersant, ale także Financial Times wskazujący na to, że atak wydarzył się w okresie przejściowym po wyborze nowego ministra energetyki Abdulaziza bin Salmana oraz prezesa Saudi Aramco Jasyra al.-Rumajana. Nie jest pewne, czy atak będzie miał skutki wizerunkowe podobne do kryzysu zanieczyszczonej ropy z Rosji, który podważył wiarygodność firm rosyjskich. Może jednak utrudnić i tak opóźnioną prywatyzację Aramco.

Konsekwencje dla Polski

Atak na instalacje saudyjskie podniósł ceny ropy naftowej, a zatem pośrednio działa na korzyść producentów, którzy tracili na spadku cen baryłki wynikającym z nadpodaży surowca. To zła wiadomość dla odbiorców ropy, jak Grupa Lotos i PKN Orlen, a także firm posiadających indeksację cen ropy w kontraktach na dostawy np. gazu ziemnego, jak PGNiG. Jeżeli oddziaływanie incydentu saudyjskiego nie będzie krótkoterminowe, powinno odbić się na cenach paliwa na stacjach w przeciągu kilku tygodni oraz na cenie dostaw gazu w kontrakcie jamalskim za kilka miesięcy (indeks działa z około dziewięciomiesięcznym opóźnieniem).

KOMENTUJE: Wojciech Jakóbik
@wjakobik