procesie prywatyzacyjnym Grupy Lotos czeka nas najprawdopodobniej dłuższa przerwa. Po ogłoszeniu przez Ministerstwo Skarbu, że do kolejnego etapu negocjacji zaproszono cztery podmioty, z czego jeden warunkowo, nie należy w najbliższych miesiącach spodziewać się nowych informacji na ten temat.
Sprawa wyboru potencjalnego kontrahenta wróci zapewne dopiero po wyborach – termin złożenia ofert wiążących ustalono bowiem na 16 listopada 2011 roku. Tymczasem w rządzie nikt nie kryje, że prowadzony obecnie proces wcale ni musi skończyć się sprzedażą udziałów. – Z satysfakcją mogę powiedzieć, że to była dość liczna grupa inwestorów zainteresowanych Lotosem, ale też nie ukrywaliśmy z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, że nie ma żadnej doktryny na szybką sprzedaż i to pierwsze podejście może pomóc nam realnie wycenić wartość Lotosu – mówił niedawno premier Donald Tusk.
Mimo że MSP nie podało nazw firm zakwalifikowanych do negocjacji, to jedna z nich ujawniła się sama. Choć wcześniej głośno mówiło się o zainteresowaniu Lotosem ze strony Rosnieftu i Gazpromu, ostatecznie jedyną rosyjską spółką, która złożyła swoją ofertę, został prywatny koncern TNK-BP. Co do innych oferentów, to pozostają wyłącznie spekulacje, ale żadna z nich nie wydaje się realną konkurencją dla rosyjskiej spółki. Kim są potencjalni nowi właściciele Lotosu?

TNK-BP to po Lukoilu największa prywatna firma naftowa w Rosji. Powstała w 2003 roku poprzez połączenie rosyjskich aktywów koncernu BP z konsorcjum, w którego skład wchodziły spółki Alfa (należąca do Michaiła Fridmana) oraz Access/Renova (kontrolowana przez innego oligarchę Wiktora Vekselberga). Zarówno BP, jak i AAR objęły po połowie udziałów w koncernie, który szybko stał się kluczowym graczem na rynku naftowym.

Według danych na koniec 2010 roku spółka posiada rezerwy rzędu ponad 13 mln baryłek ekwiwalentu ropy. Posiada swoje złoża zarówno na Uralu, jak i we Syberii Wschodniej (słynne gazowe złoże Kowykta, nad którym kontrolę przejął ostatecznie Gazprom).

TNK-BP jest także aktywnym graczem na rynku rafineryjnym – posiada cztery zakłady produkcyjne w Rosji (Riazań, Saratow, Niagań, Niżniewartowsk) i jeden na Ukrainie (Lisiczańsk). Przez swoje udziały w koncernie Slavnieft jest również udziałowcem (42,5 proc.) białoruskiej rafinerii Mozyr. Co ciekawe, Slavnieft jest współwłasnością Gazpromu (obie spółki mają po 50 proc. udziałów).

Koncern jest także istotnym podmiotem na rosyjskim i ukraińskim rynku detalicznym – ma obecnie około 1400 stacji w tych krajach. Trzeba też pamiętać, że TNK-BP jest bardzo aktywny w sferze handlu ropą i paliwami. Znaczącą część swojej produkcji (zarówno ropy, jak i paliw) lokuje na rynkach zagranicznych – jest także jednym z głównych dostawców surowca dla polskich rafinerii.

O spółce najwięcej mówiło się w kontekście sporów pomiędzy akcjonariuszami. W 2008 roku TNK-BP groził los podobny do Jukosu – oskarżono ją o oszustwa podatkowe a brytyjskim szefom zarzucano szpiegostwo. Mówiło się wówczas, że celem działań przeciwko koncernowi było przejęcie kontroli nad spółką przez Gazprom. Ostatecznie do tego jednak nie doszło a rosyjski i brytyjscy udziałowcy dogadali się za cenę zmiany władz w spółce. Przełożyło się to jednak na osłabienie pozycji koncernu na rynku i nie pozostało bez wpływu na późniejsze wydarzenia.

Kolejny wstrząs spółka przeżyła w tym roku – rosyjscy udziałowcy ostro zaprotestowali przeciwko wejściu BP we współpracę z Rosnieftem w kontekście złóż arktycznych. Powoływali się na zapisy statutowe dotyczące wyłączności na projekty BP w Rosji. Oligarchowie z AAR chcieli nawet wykupić udziały od BP, ale zaproponowana przez nich cena nie satysfakcjonowała Brytyjczyków. Ostatecznie i ten spór udało się załagodzić, choć wspólny projekt BP i Rosnieftu nie doszedł do skutku.

Zdaniem rosyjskich ekspertów jest tylko kwestią czasu, kiedy ten specyficzny twór korporacyjny rozpadnie się, a majątek spółki, w ten czy inny sposób, trafi w ręce którejś ze spółek kontrolowanych przez Kreml. Argument o braku powiązań spółki z rządem rosyjskim może być więc niezbyt trwały. Pojawiają się za to domysły, że jest to celowe działanie władz rosyjskich – świadomi, że oferta spółki państwowej nie miałaby szans na akceptację polskiego rządu, wystawili w tym wyścigu spółkę prywatną i to z istotnym elementem w postaci „BP” w nazwie, wiedząc, że z czasem i tak przejdzie ona w zarząd państwowy. Teoria spiskowa? Być może, ale w Rosji nie takie rzeczy okazywały się już prawdą.