Przywrócone mają być kompetencje Urzędu Regulacji Energetyki w zakresie taryf dystrybucyjnych i przesyłowych. Ale niepewność na rynku energii zostanie, bo na wyjaśnienie kluczowych kwestii nadal poczekamy do wydania rozporządzeń.

Projekt ustawy pojawił się na stronach internetowych Sejmu, zgłosili go posłowie PiS. W ten sposób znowu ominięto drogę konsultacji społecznych i międzyresortowych, podobnie jak 28 grudnia.

Wtedy w błyskawicznym tempie w ciągu jednego dnia uchwalono ustawę, która miała zamrozić ceny prądu na poziomie z 30 czerwca 2018 r. Zamrożono w ten sposób zarówno ceny samego prądu jak i jego przesyłu i dystrybucji. To była reakcja rządu na wzrost hurtowych cen prądu na giełdzie. A ceny te szły w górę, bo windowały je notowania uprawnień do emisji CO2, które z 7 euro na początku roku doszły do ponad 20 euro jesienią. Swoje dołożył także węgiel, który podrożał o ok. 20 proc.  Rząd planował najpierw obniżyć akcyzę na prąd z 20 zł za MWh do 5 zł i jednocześnie obniżyć tzw. opłatę przejściową. To ograniczyłoby podwyżki, choć nie wyeliminowałoby ich zupełnie. Rząd jednak uznał, że nawet niewielka podwyżka cen prądu w okresie przedwyborczym nie wchodzi w grę. Firmy energetyczne  oczywiście nie mają obowiązku sprzedawać prądu ze stratą, dlatego budżet ( a w zasadzie specjalny fundusz) miał im zrekompensować różnicę cen.

Ustawa o cenach okazała się pełna luk i błędów, które rząd próbuje teraz pośpiesznie naprawić.

Czytaj także:Parlament obniżył akcyzę, opłatę przejściową oraz zamroził ceny energii

Najważniejszym było odebranie kompetencji Urzędowi  Regulacji Energetyki, który zgodnie z unijnymi dyrektywami jako jedyny organ może zatwierdzać ceny dystrybucji i przesyłu, bo to tzw. monopol naturalny. To od razu wzbudziło protesty w Komisji Europejskiej.

Ale ustawa uchwalona 28 grudnia nie uwzględniła też zupełnie tego jak ukształtował się rynek energii przez ostatnie lata.  Nic nie mówiła o cenach dla firm, które w zeszłym roku zmieniły sprzedawcę prądu, nie wspominała o tych klientach (wielkim przemyśle), które kupują prąd bezpośrednio na giełdzie. Trudno się zresztą dziwić, skoro uchwalono ją w jeden dzień.

Teraz projekt przywraca uprawnienia URE do zatwierdzania taryf dystrybucyjnych i przesyłowej. Oprócz tego ustawa doprecyzowała, że firmy mają obowiązek stosować ceny jakie faktycznie obowiązywały przed 30 czerwca 2018 a nie oficjalne cenniki, które często nie uwzględniały rabatów. Znowelizowana ustawa obejmie też odbiorców kupujących prąd na giełdzie.

Czytaj także: Ustawa o cenach zabija rynek energii

Ale najważniejsza zmiana polega na tym, że firmy energetyczne będą musiały stosować nowe, niższe  ceny dopiero po wejściu w życie rozporządzenia wykonawczego do ustawy.  A rozporządzenia do ustawy nie załączono i nie wiadomo kiedy zostanie wydane, bo najpierw powinno zostać uzgodnione z Komisją Europejską. Jak już informował Obserwator Legislacji Energetycznej portalu WysokieNapiecie.pl Bruksela poinformowała polski rząd, że wprawdzie subsydiowanie cen prądu jest możliwe, ale musi dotyczyć wyłącznie usług publicznych i należy je uzasadnić. Tymczasem polska ustawa obejmuje cały rynek energii. Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl urzędnicy Komisji widzieli projekt ustawy, ale nie powiedzieli nic na jego temat. To oznacza, że wciąż nie jest uzgodniony z Brukselą.

Kolejne spotkanie przedstawicieli Ministerstwa Energii i Komisji Europejskiej już 20 lutego.