Ropa-1-240x111

Reformy grożą destabilizacją polityczną, a izolacja to droga do nikąd.

Królestwo Arabii Saudyjskiej już go dokonało.

Arabia Saudyjska informuje o rekordowym deficycie budżetowym w 2015 roku. Osiągnął on poziom 98 mld dolarów. Przychody zostały oszacowane na poziomie 608 mld riali (162 mld dolarów), czyli dużo poniżej założeń z 2014 roku. Powodem spadku przychodów jest zniżka ceny ropy naftowej.

Dochody ze sprzedaży ropy w 2015 roku mają być o 23 procent niższe, niż rok wcześniej i wynieść 118 mld dolarów. Dochody spoza sektora naftowego wzrosły zaś o 29 procent do 43,5 mld dolarów.

Saudowie reagują i planują budżet na 2016 rok z deficytem na poziomie 87 mld dolarów. Przychody mają wynieść 137 mld dolarów, czyli zanotować dalszy spadek. Budżet ma być zaprojektowany w oparciu o założenie, że średnia cena baryłki wyniesie 29 dolarów.

– Ten projekt budżetu powstaje w dobie trudnych międzynarodowych i regionalnych warunków finansowych oraz ekonomicznych, szczególnie globalnego spowolnienia wzrostu – przyznaje ministerstwo finansów. Ceny ropy są tak niskie między innymi dlatego, że popyt nie nadąża za rosnącą podażą na rynku. Zależy on w istotnym stopniu od poziomu wzrostu gospodarczego. Ma tu znaczenie kondycja gospodarki największego konsumenta czarnego surowca – Chin, – które notują spowolnienie gospodarcze.

Arabia spodziewa się mimo to wzrostu gospodarczego na poziomie 3,4 procent, a w samym sektorze naftowym o 3,06 procent. Rząd zamierza zmniejszyć zależność od sprzedaży ropy naftowej. W ramach tych zabiegów przyjął pięcioletni plan, uwzględniający prywatyzację części gospodarki zarządzanej dotąd przez państwo. Wsparcie z budżetu na poziomie 48,7 mld dolarów ma pomóc w finansowaniu priorytetowych projektów. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł, że bez cięć budżetowych Królestwu Arabii Saudyjskiej w przeciągu pięciu lat skończą się pieniądze. W przyszłym roku Rijad chce zmniejszyć wydatki do 840 mld riali, z 975 riali wydanych w 2015 roku. Wartość tej waluty osiągnęła niż z 1999 roku.

Królestwo rezerwuje pewne środki na sektor bezpieczeństwa. W 2016 roku zamierza wydać 213 mld riali. To największa część saudyjskiego budżetu, która rośnie wraz z kontynuacją zaangażowania Rijadu w wojnę domową w Jemenie.

Oszczędności mają pochodzić z ograniczenia subsydiów do rachunków za wodę, energię elektryczną i cen produktów ropopochodnych. Królestwo utrzymywało dotąd niskie ceny tych mediów, jako formę wsparcia socjalnego dla społeczeństwa. Rijad rozważa także wdrożenie podatku VAT. Zamierza także podnieść akcyzę na wyroby tytoniowe. Te ruchy zachwieją podstawami stabilności politycznej w Arabii, która uniknęła przewrotu w dobie Arabskiej Wiosny z 2011 roku właśnie ze względu na programy socjalne.

Reforma petrostate i uniezależnianie budżetu od ropy naftowej może mieć nieprzewidziane skutki polityczne, z którymi musi liczyć się król Salman, dla którego budżet 2016 roku jest ważnym sprawdzianem.

Pomimo problemów budżetowych Arabia Saudyjska zwiększyła w 2015 roku wydobycie ropy naftowej z 9,682 mln baryłek dziennie w 2014 roku do 10,266 mln w tym roku. Zwiększa także eksport na światowe rynki, gdzie walczy ceną z konkurencją z Rosji i Ameryki Północnej. To opór Arabii był kluczowy do zablokowania decyzji kartelu OPEC o zmniejszeniu kwot eksportowych w listopadzie 2014 i listopadzie 2015 roku.

Zdaniem Rosjan, Arabowie destabilizują w ten sposób światowy rynek ropy. Rijad odpiera te zarzuty, oceniając, że zależy mu na stabilności rynku, ale ten regulują popyt i podaż, a nie decyzje polityczne poszczególnych państw naftowych.

Skutkiem sporu jest zgodne oczekiwanie ekspertów w tych państwach, że ropa w 2016 roku pozostanie tania. Nie oznacza to jednak, że Królestwo rychło wycofa się ze swojej polityki eksportowej. Przyczyna przeceny na rynku ropy jest niezależna od jej działań. Spowolnienie gospodarcze mogą przełamać indywidualnie poszczególne kraje-importerzy ropy naftowej, na czele z Chinami. Rosnącą nadpodaż surowca może zmaleć w pewnym stopniu dzięki równoważącemu wpływowi niskiej ceny, ale efekt może przełamać ponowne wejście na rynek Iranu, lub liberalizacja eksportu ze Stanów Zjednoczonych. Reformy są zatem ostatnim procesem, na który Rijad może mieć realny wpływ. Jest to jednocześnie główny czynnik ryzyka dla stabilności politycznej w Arabii Saudyjskiej.

Oprócz Rijadu, także inne stolice, których rządy są oparte o petrodolary, będą musiały dokonać wyboru. W kolejce stoją Moskwa, Teheran i inne petrostates. Alternatywą dla reform będzie dalsza izolacja, okłamywanie społeczeństwa i zapewnianie mu igrzysk, na przykład poprzez kolejne kampanie wojskowe na Bliskim Wschodzie lub w Europie Wschodniej. Ostatecznie, wywołanie globalnego konfliktu zbrojnego mogłoby się skończyć upragnionymi podwyżkami cen baryłki.

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

http://biznesalert.pl/jakobik-2016-rok-to-poczatek-konca-dyktatur-naftowych/

Mijający rok upłynął pod znakiem załamania cen węglowodorów – ropy i gazu ziemnego – i to pomimo narastającego napięcia w różnych częściach globu – pisze naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik na portalu Forsal.pl.

Jak czytamy w artykule, przyczyny tego trendu są strukturalne, więc utrzyma się on prawdopodobnie także w przyszłym roku. O ile nie dojdzie do konfliktu zbrojnego na globalną skalę.

Przez rok cena ropy Brent spadła z 50 dol. do 40 dol., „za spadek odpowiedzialna jest nadpodaż na światowym rynku. Wydobycie w USA, krajach Bliskiego Wschodu i Rosji spotkało się z niższym od spodziewanego zapotrzebowaniem w Europie i Azji, szczególnie w Chinach, których wzrost gospodarczy spowalnia. W odpowiedzi nie doszło do ograniczenia podaży. Kartel OPEC, podobnie jak w 2014 r., w minionym listopadzie nie zdecydował się na ograniczenie kwot eksportowych dla krajów członkowskich” – pisze Jakóbik.

Od zeszłego roku trwa wojna cenowa, kraje członkowskie kartelu nie chcą współpracować, wolą walczyć o klienta, wiedząc, że ich główni rywale czyli USA i Rosja nie ograniczą produkcji. Celem tej strategii jest takie obniżenie cen, żeby Amerykanom nie opłacało się wydobywać surowca, co już można zauważyć po spadającej liczbie aktywnych wiertni w tym kraju. Natomiast Rosja rozważa zmianę budżetu, ponieważ był on oparty na założeniu, że ropa w 2016 r., będzie kosztowała 50 dol. za baryłkę.

Jak pisze autor, „w 2016 r. te trendy nie ulegną istotnej zmianie. Do peletonu eksporterów wróci być może Iran, co może się stać według przewidywań Międzynarodowej Agencji Energii od pół do roku po zniesieniu sankcji. Do tego może dojść zaś mniej więcej w połowie roku. Efekt Iranu dla rynku ropy może zatem pojawić się późno”.

„Kolejnym czynnikiem będzie liberalizacja eksportu ropy naftowej z USA. Senat zgodził się w grudniu 2015 r. na otwarcie sprzedaży surowca poza kraje posiadające strefę wolnego handlu z Amerykanami. To sposób na podwyższenie rentowności wydobycia w kraju, która spada ze względu na czynniki przedstawione powyżej. Według wyliczeń zwolenników liberalizacji nie przełoży się to na wzrost cen benzyny na stacjach” – czytamy w artykule.

Według Jakóbika, nie zanosi się więc na to, aby podaż się zmniejszyła, dlatego o cenie będzie decydował popyt. Najwięcej na świecie tego surowca potrzebują Chiny, ale nie aż tyle aby zdjąć nadwyżkę z rynku, chociaż możliwe jest, że będą chciały wykorzystać niskie ceny i zrobić pewne zapasy.

„Za ropą naftową z pewnym opóźnieniem podąża gaz ziemny. Jego cena ulega mniejszym wahaniom, ale konsekwentnie spada. Rośnie ilość dostawców na rynku. Rośnie różnorodność oferty i popularność kontraktów krótkoterminowych na elastycznych zasadach” – pisze naczelny BiznesAlert.

Przez to giganci tacy jak Gazprom muszą zmniejszyć wydobycie, oraz przedstawić bardziej korzystne dla klientów warunki. Popularniejsze są kontrakty krótkoterminowe, a mniej chętnie zawiera się umowy typu „Take or Pay”.

Dodatkowo, decyzja Japonii, która jest największym importerem LNG o powrocie do energii jądrowej wpłynęła na spadek popytu i jak pisze autor, „z tego powodu ceny surowca w Azji pikują, a eksporterzy interesują się coraz bardziej rynkiem europejskim, którego atrakcyjność rośnie ze względu na potencjalnie wyższe ceny dostaw i zapotrzebowanie”. Dodaje, że w przyszłym roku należy się spodziewać utrzymania tego trendu bo podaż rośnie szybciej niż popyt.

„Duże znaczenie będzie miała perspektywa uruchomienia dostaw LNG z USA oraz warunki, na jakich będą się one odbywały. Pierwsze kontrakty mają zostać uruchomione na początku 2016 r.” – twierdzi Jakóbik.

Według Wojciecha Jakóbika, mijający rok stawał się więc coraz bardziej rokiem klienta, o którego dostawcy muszą się coraz bardziej starać i jak twierdzi, tak będzie i w następnym roku, chyba, że zadziała czynnik geopolityczny. Czynnikiem tym mogłoby być pogorszenie się sytuacji w zapalnych regionach świata, czyli Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie. Wtedy można by się spodziewać wzrostu cen, jednak jak pisze naczelny BiznesAlert, „chociaż teoretycznie miałby on korzystny wpływ na sektor wydobywczy, to generalnie zadziałałby negatywnie na wszystkie sfery życia gospodarczego i społecznego. Takiego scenariusza nie należy wykluczyć, ale w przeddzień Nowego Roku warto życzyć, aby się nie spełnił”.

Źródło: Forsal.pl